{gallery id=birds rows=1 cols=2 width=490 height=350 crop=1 labels=captions alignment=center orientation=horizontal buttons=1 links=0 counter=0 overlay=1}003_Dzialalnosc/002_KULTURA/006_Reportaze/201509Garnki/02/{/gallery}
Wczesnym popołudniem dotarliśmy na miejsce, do małego warsztatu garncarskiego. Tam poznaliśmy naszego gospodarza i mistrza na następne kilkanaście godzin - Pawła. Paweł “Siewnik” Piechowski, kontynuujący już w czwartym pokoleniu rodzinną tradycję toczenia i wypalania naczyń glinianych, opowiedział o procesie pozyskiwania, czyszczenia , mielenia gliny (i o różnych innych etapach, które umknęły z pamięci w natłoku wrażeń). Obejrzeliśmy klasyczny, ziemny piec garncarski, rozmaite niezbędne do pracy narzędzia oraz na własne oczy proces formowania dachówek. Jako żywo przypomina proces wyrabiania makaronu a szczególnie lasagne: bryła gliny rozprowadzana jest w odpowiedniej formującej ramie do porządanej wielkości płata, który następnie jest wyginany i odkładany do wyschnięcia.
{gallery id=birds rows=2 cols=2 width=490 height=400 crop=1 labels=captions alignment=center orientation=horizontal buttons=1 links=0 counter=1 overlay=1}003_Dzialalnosc/002_KULTURA/006_Reportaze/201509Garnki/03/{/gallery}
No a potem zaczęło się dziać, oj zaczęło...
Walka z gliną , która nijak nie chciała się porządnie zachowywać: uciekała z rąk, nie dawała się zgnieść ani ukształtować; walka z kołem, które nie chciało się, odpowiednio do wymagań adeptów, kręcić... Przyodziani w stroje ochronne, wysłuchując lakonicznych wyjaśnień mistrza : za sucho, za szybko, wolniej, centruj.. w pocie czoła, ochlapani gliniastym błotkiem od stóp do głów, niszczyliśmy kolejne porcje gliny. Pocieszającym jest fakt, że glina jest przyjaznym materiałem i nie przeszkadza jej nieumiejętne maltretowanie. Wystarczyło przemielić w specjalnym dużym młynku, nieudolnie wygniatane przez nas kilogramy materiału i mogliśmy natychmiast zacząć zużywać je ponownie.
I takie cykle walki z kołem, gliną, radością że „zaczyna wychodzić kubeczek” , rozpaczą że „samo się wzięło i rozpadło” trwały do poźnego wieczora.
{gallery id=birds rows=2 cols=2 width=490 height=400 crop=1 labels=captions alignment=center orientation=horizontal buttons=1 links=0 counter=1 overlay=1}003_Dzialalnosc/002_KULTURA/006_Reportaze/201509Garnki/04/{/gallery}
Na koniec mistrz Paweł od niechcenia, niewiele tłumacząc zrobił dzbanuszek oraz wysoki hmm chyba świecznik bądź stożek (nie zdradził nazwy kształtu naczynia), ignorując zupełnie nasze pełne zazdrości komentarze „to tak się da???” Da się, po paru latach pracy z gliną się da.
Nam udało się nie aż tak pięknie, niemniej każdy z uczestników warsztatów zdołał wybrać z wielu rozlicznych prób co najmniej jeden własnoręcznie utoczony przedmiot wart zachowania dla potomności.
A potem była noc, ognisko, gitara, śpiew i spadające perseidy.
Bardzo jesteśmy wdzięczni za tę niezapomnianą przygodę i z wielkiego serca dziękujemy naszemu gospodarzowi i Mistrzowi (http://www.garncarz.bialystok.pl)
{gallery id=birds rows=1 cols=2 width=490 height=400 crop=1 labels=captions alignment=center orientation=horizontal buttons=1 links=0 counter=0 overlay=1}003_Dzialalnosc/002_KULTURA/006_Reportaze/201509Garnki/05/{/gallery}
Zdjęcia: Marta Pietrzak, Ula Pastusek. Tekst: Kasia Gołąb
Sierpień 2015