Autor: Delia Steinberg Guzmán
"Największą chorobą duszy jest ta, która powoduje, że widzi ona rzeczy takimi jakimi chciałaby, żeby były, zamiast tego, żeby widziała je takimi jakie są". Bousset
Kiedy zaczynamy naszą podróż życiem, czujemy się wszyscy zaniepokojeni światem, który wydaje się nam, jakby nie miał początku ani końca, jak pociąg, który szaleńczo pędzi, nie wiedząc, z której stacji wyjechał i dokąd ma dojechać. Pociąg bez maszynisty. Pociąg, który się nie zatrzymuje i o którym nie wiemy, czy jest w stanie sam się zatrzymać, czy też wykolei się na jakimś zakręcie na swojej drodze.
Nie jest to tylko metafora, ale staje się rzeczywistością, a my znajdujemy się w tym pociągu szalonej jazdy, w którym wszyscy żądają więcej. Więcej chcą inni od nas a i my od innych.
Żeby nas przyjęto do tego pociągu, musimy coś mieć, za każdym razem więcej i więcej, rzeczy, które mają ci, co podróżują pociągiem, rzeczy, które są wyobrażeniem władzy, prestiżu, bogactwa. Dzisiaj, gdy czytamy stare opowieści, często śmiejemy się z handlu wymiennego, który prowadziły starodawne narody i dziwimy się, gdy zauważamy tam wiele dziś już nieużytecznych rzeczy, które wtedy miały tak wielką wartość, że robiły z jednych szczęśliwców, a z innych nieszczęśników, z jednych szefów a z innych podwładnych. I choć rzeczy się zmieniły, sytuacja została taka sama. Żebyśmy coś znaczyli, musimy mieć ciągle więcej.
I dlatego wszyscy chcemy więcej.
Chcemy nagromadzić to, co nas wyniesie nad innych, co nam umożliwi być wyżej od tych, którzy narzucają wymagania, tych, którzy już mają to, co i my musimy zyskać. Wszystko wydaje się być mało w tych zawodach, ponieważ pociąg wciąż jedzie po swej niepewnej drodze. Nic nie jest wystarczające, ponieważ gdy osiągniemy jeden cel, musimy wejść na następny stopień, który jest wyżej. To co wydawało się być wierzchołkiem naszych pragnień i przedmiotem naszego wysiłku, staje się niczym, gdy to osiągniemy. Tak to, co zyskaliśmy, traci blask, bowiem w pociągu jest wiele osób, które mają to samo co my, a i jeszcze więcej. Kolejnym krokiem jest więc wtedy zdobyć jeszcze więcej, żebyśmy dorównali tym, którzy nas przewyższają.
Jeśli mamy dom, szybko wydaje się być za mały. Czasem jest mały naprawdę, ale w większości przypadków wydaje się on taki dlatego, że napełniliśmy go niepotrzebnym złomem, albo dlatego, że ma mniej metrów kwadratowych niż dom sąsiada. Czy nie moglibyśmy sobie więc kupić większego domu? Niewątpliwie chodzi nam tylko o ten "właściwy" status społeczny.
Jeśli pracujemy na skromnej posadzie, niech będzie to gdziekolwiek, i dostajemy wypłatę, która nam na początku wystarcza na zaspokojenie naszych potrzeb, nie trwa to długo, żebyśmy doszli do wniosku, że nam te pieniądze nie wystarczają na nic. Be względu na inflację, która trapi wszystkie kraje świata i która pozbawia nasze waluty wartości, istnieje inna, fizyczna i psychologiczna rzeczywistość: im więcej mamy, tym więcej potrzebujemy, im więcej mamy, tym więcej wydajemy, a czym więcej wydajemy, tym więcej pieniędzy nam brakuje.
Życie dało nam możliwość poznania osoby godnej naszej miłości. Ale wartość tej osoby zmniejsza się, gdy wpadniemy w grę porównywania, a poza wyjątkami, w obecnych czasach nie ma nic bardziej modnego niż pragnąć kobiety - albo mężczyzny - bliźniego..., dla którego tracimy zainteresowanie, gdy go zdobędziemy i zdamy sobie sprawę, że moglibyśmy zdobyć kogoś jeszcze lepszego.
Nie mamy czasu, brak czasu nas dręczy, potrzebujemy go coraz więcej. Desperacko walczymy o zyskanie kilku godzin dziennie więcej albo o kolejny wolny dzień w tygodniu, albo o kolejny wolny tydzień wakacji. A potem co? Gdy zdobędziemy trofeum, dochodzimy do smutnego wniosku, że nie wiemy, czym zapełnić ten wolny czas i marnujemy go na nieistotne "zabawy", które nas otępiają i pomagają nam zapomnieć, że mamy zbyt wiele czasu.
Do czego jest nam potrzebne to nieukojone pragnienie, ten bezmyślny pęd bez większego sensu?
Mimo że czasem może się nam wydawać, że my ludzie działamy bezmyślnie i chaotycznie, jasne jest, że podlegamy pewnym prawom Natury, ale dla uśpienia niewiedzy albo przez niewystarczające poznanie ewolucji, próbujemy wdrażać w życie te prawa instynktownie, bez zrozumienia, w zły sposób.
Wiadomo, że wszystkie żywe istoty idą za Naturalnym Prawem rozwoju, które przejawia się jako wzrastanie, rozwój, początek, postęp i inne cechy w różnych okolicznościach. Ludzie nie funkcjonują obok tego prawa. Właściwie odwrotnie, mamy możliwość je obserwować i kiedy nie dostrzegamy go wyraźnie, działamy impulsywnie i próbujemy rozwijać się tam, gdzie znajduje się nasze zwykłe pole aktywności.
Jeśli wysiądziemy z pociągu podczas jazdy i uda się nam odzyskać swoją rzeczywistą prędkość, swój własny rytm, znajdziemy swój model rozwoju. Będziemy chcieć więcej, ale więcej tego, co sprawi byśmy byli więksi i lepsi. Nasze wysiłki skierują się do wzmocnienia tego, co określa nas jako ludzką istotę. Materialny majątek? Tak, ale w takiej ilości jaka nam wystarczy do godnego życia. Prestiż? Tak, w naszych własnych oczach i w oczach tych, których kochamy i z którymi dzielimy nasze zasadnicze idee. Władza? Tak, ale taka, która zależy od naszej woli, której dziś potrafimy używać coraz mniej.
Chodzi o to, by znaleźć miarę w tym, co nam się należy jako ludziom i uszlachetnia nas. Chodzi o to, by być większym, a nie pragnąć mieć więcej. Koniec końców, jest wielu tych, którzy pokazują, że można mieć wiele rzeczy i roztrwonić je albo stracić w jeden dzień. Ale mało jest tych, którzy pokazują, że posiadają klucz wewnętrznego bycia, panują nad swoją egzystencją i własnymi emocjami, mają zrozumienie dla cierpienia, mają siłę pokonać pokusy, mają mądrość, by poznać kim jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy.
Wszyscy chcemy więcej. Tak, ale musimy wiedzieć, co jest tym, czego chcemy. Musimy w sobie rozwijać tę cudowną energię, która się nie boi pustych rąk, bowiem potrafi je napełnić tylko dzięki temu, że tego chce. Życzymy sobie wysiąść z pociągu i iść na piechotę, póki nie dowiemy się, dokąd ten pociąg właściwie jedzie i kto go prowadzi. Chcemy więcej. Chcemy Wiedzieć, żeby Móc. Lepiej jest mieć klika małych, jasnych i stałych idei, niż zachłysnąć się setkami wzajemnie niepowiązanych, poszatkowanych przemyśleń, które nie pomogą nam w naszym wewnętrznym rozwoju.
A jedną z idei, którą musimy sobie wyjaśnić, jest różnica między tym, co chcemy, czego pragniemy a tym, co w rzeczywistości mamy.
Jedną z najczęstszych chorób pojawiających się u młodego człowieka - taką, która może go zatrzymać i sparaliżować - jest przekonanie, że osiągnął już swoje wymarzone, świadome przebudzenie. To utrudnia jego prawdziwy rozwój. Widzi rzeczy takimi, jakimi pragnąłby, żeby były. Widzi siebie takim, jakim chciałby być i wierzy, że ten sen, to mylne wyobrażenie jest rzeczywistością. Czemu miałby się więc o coś starać, gdy ma już to, czego pragnął? I tak zatrzymuje się, nie uświadamiając sobie tego, pozbawia się możliwości jakiegokolwiek duchowego postępu i zaczyna gardzić innymi, albo będzie chciał zostać nauczycielem wszystkich tych, którzy jeszcze nie zrealizowali swoich szalonych marzeń.
Ale nawet dzięki temu choroba się nie zatrzyma. Ten, kto przyzwyczaił się stawiać na pierwszym miejscu to, czego on chce, przed tym, co sam ma, myli się także co do ludzi i mylnie ocenia wydarzenia odgrywające się w jego własnym życiu i okolicy.
Nie rozumie historii albo uważa ją za coś zupełnie różnego od rzeczywistości. Ślepo wierzy we wszystkie optymistyczne przepowiednie albo oszustom, którzy malują świat w różowych brawach. Nie rozumie ludzi, wyobraża ich sobie ubranych w szaty wytworzone w jego własnej wyobraźni. W końcu zakochuje się w kimś, kogo uważa za idealnego partnera albo zaoferuje swoją przyjaźń człowiekowi, który ucieleśnia jego wzór przyjaciela, widzi nauczycieli na każdym rogu tak samo jak "oświeconych" przekazujących mądrość na stronach modnych czasopism albo za pośrednictwem ekranu telewizyjnego. A gdy się zawiedzie, nigdy nie uzna błędu swojego własnego poglądu, ale odwrotnie - winę za wszystko zrzuci na innych, na tych, którzy zniszczyli jego sen albo go wyrwali z jego fantazji, żeby mu pokazać, inne drogi.
Widzieć rzeczy takimi jakie są, innymi słowy, widzieć to, co jest w naszych rękach, nie oznacza dać się zdeptać obiektywnej rzeczywistości albo nie chcieć czegoś nowego. Wręcz przeciwnie, nie można zacząć kroczyć, jeśli nie mamy punktu wyjścia i koniecznie celu, choć częściowego, żebyśmy mogli kontynuować rozpoczętą drogę. Punktem wyjścia jest poznanie tego, co posiadamy, tego, co nam do tego momentu udało się osiągnąć, poznanie tego, kim jesteśmy i jakie jest środowisko, w którym się poruszamy: z tego wychodzimy, stąd mamy środki, byśmy mogli wyruszyć do przodu i ku górze.
Widzieć rzeczy takimi jakie są, znaczy posiadać zdrowy rozum, cieszyć się z tego praktycznego ducha, tak cennego dla prawdziwego filozofa, by potem móc wzlecieć do wyżyn swojego najszlachetniejszego snu. Jedną sprawą jest życzyć sobie najlepszej przyszłości, która zaczyna się już jutro, a inną jest wiedzieć, jak osiągnąć coś lepszego niż to, co mamy. Jak możemy coś polepszyć, kiedy nie wiemy, w jakim to jest stanie? Jak osiągnąć sukces, gdy nie wiemy, skąd mamy wyjść, żeby się do niego przybliżyć?
Wielokrotnie mówiliśmy, że dla filozofa przyszłość jest już obecna, podczas gdy Ci, którzy nie dostrzegają Prawdy, nie dają rady patrzeć dalej niż czubek własnego nosa. To jest pewne. Ale to nie znaczy, że śnimy o przyszłości, jakby była już teraźniejszością i nie dostrzegamy tego co jest albo to lekceważymy. Oznacza to, że gdy się rozszerzy nasza świadomość, wiele z przyszłości jest widoczne w teraźniejszości i w przeszłości, o której ludzie niestety zapominają. W chwili, w której żyjemy, potrafimy przesunąć się w czasie, umożliwia nam to doświadczenie i oznacza, że opierając się na przeszłości, możemy domyślić się przyszłości.
Nieodzowne jest umieć widzieć rzeczy na dwa sposoby: takie, jakie człowiek sobie życzy, żeby były, nie przestając przez to widzieć je takimi jakie są. Nieodzowne jest wiedzieć, czego pragniemy i co mamy, żebyśmy mogli osiągnąć to, czego chcemy.
Prof. Delia Steinberg Guzmán jest Międzynarodową dyrektorką Nowej Akropolis